Afery ulotkowej ciąg dalszy, czyli inne rozrywki na EURO 2012


Jeszcze chwila i prasa obwieści aferę ulotkową, czyli wrogie działania mające na celu ośmieszenie Polski na EURO 2012 poprzez rozdawanie ulotek z wołającym o pomstę do nieba kaleczeniem różnych języków. Prekursorami byli Irlandczycy, odkrywający marsjański dialekt polszczyzny (poczytacie  o tym tutaj), przyszła kolej i na nas, bowiem jako sumienni organizatorzy chcieliśmy w pełni poinformować Rosjan o kilku ważnych aspektach EURO – m.in. o podstawach higieny (ach, ta nasza dyplomacja!). Niestety, w broszurach wręczanych przez celników na przejściu granicznym pojawiły się słowa, które w języku rosyjskim nie istnieją, mimo iż próbowano je sprytnie zakamuflować cyrylicą. Nawet sama nazwa rozgrywek została niepoprawnie przetłumaczona, a czytanie dalszej treści ulotki może sprawić, że masowy mord Rosjan poprzez rozbawienie ich do rozpuku znów zagrozi stosunkom dyplomatycznym z Moskwą. Jeśli ciekawią Was szczegóły, to zaglądnijcie tutaj po pełną analizę błędów na ulotce.

Pojawia się, tradycyjnie, tylko jedno niewinne pytanie: czy znów ktoś próbował oszczędzić na dobrym tłumaczu, czy też nawet nie zadał sobie trudu, by w kraju, w którym mamy 13 tysięcy Rosjan nie odszukać chociażby jednego, który mógłby dokonać proofreadingu (nie wspominając o liczbie tłumaczy w parze PL-RU z natywną znajomością rosyjskiego…)?