Maszgulasz – bynajmniej nie węgierski


W jednej ze swoich ostatnich relacji Maciej Nowak opisuje (krytykuje) nową knajpę Magdy Gessler – Maszgulasz. Sprawa nie byłaby warta wzmianki, gdyby nie nazwa lokalu, która może zdezorientować niektórych i  – niesłusznie – zrobić im nadzieję na pyszny węgierski pörkölt. Myląca jest także nazwa jednej z potraw:

Pomysł był świetny: otworzyć knajpę, która w karcie ma wyłącznie dania typu gulaszowego, gęste, w zawiesistych sosach, podawane z kaszą. O radości kaszki jaglanej, o szczęście perłowej i pęczaku! Towarzyszy im imponująca kolekcja sycących potrawek: gęsi pipek (16 zł), curry z indyka (22 zł), potrawka z kurczaka z pomarańczą (27 zł), strogonowy z indyka (28 zł) i biały na wódce z wołowiny (42 zł). Do tego węgierski djuvec z ziemniakami (20 zł), gulasz wieprzowy z chorizo (20 zł), gulasz segedyński z kapustą (12 zł), kolorowa fasola z kiełbaskami (12 zł), pulpeciki w sosie pomidorowym (20 zł), gulasz cielęcy z dynią (24 zł) i z zielonymi oliwkami (28 zł). I jeszcze gulasz z owoców morza (39 zł), gulasz z cieciorki (12 zł), gulasz z zielonych warzyw (12 zł) i pisto, czyli duszone warzywa z sadzonym jajkiem (10 zł) i kilka następnych sosów do makaronów.

Jak widać, nie tylko we mnie zagotowało się w reakcji na taki „profesjonalizm” Gessler albo Nowickiego, bo uprzedziła mnie inna czytelniczka, wpisując swój celny komentarz:

Nie istnieje coś takiego jak „węgierski djuvec” bo to potrawa serbska, nie węgierska. Na Węgrzech mamy gulyás leves (zupa) i pörkölt (czyli to co w Polsce nazywane jest gulaszem)… Wypada takie rzeczy wiedzieć, jeśli zarabia się na życie pisaniem o jedzeniu  –  no chyba że taka kuriozalna potrawa jest w karcie, za co powinna się kucharka wstydzić…

Jak widać, w czasach wszechobecnego Internetu i miliona źródeł sprawdzenie jednej nazwy okazuje się niezwykle skomplikowanym procesem.