Nie daj się zrobić w googla…


Nie da się ukryć, że wynalazki pokroju Google Translate zmieniają świat, jednakże takie narzędzia są wciąż bardzo mocno niedopracowane – o czym zdaje się zapominają ci, którzy koniecznie chcą zaoszczędzić na tłumaczu. I o ile przetłumaczenie na własny użytek obcojęzycznego smsa od znajomego z jakiegoś zakątka świata stało się łatwe, szybkie i przyjemne, o tyle powierzanie w ręce translatora całych tekstów, zwłaszcza tych, które mają być wizytówką danej osoby czy firmy, wydaje się być co najmniej naiwne. Oto kilka przykładów psikusów, jakie robi nam Google przy pozornie prostych, krótkich lub nieprzetłumaczalnych tekstach:

Różnice w jakości tłumaczenia (o ile o jakości w ogóle może być mowa) są widoczne szczególnie przy językach rzadszych w parze z angielskim (np. węgierski) lub w przekładach pomiędzy mniejszymi językami:

Nie dajmy się więc zwariować pozornie idealnemu rozwiązaniu w postaci elektronicznego translatora i powierzmy ważne tłumaczenia komuś, kto dobrze i odpowiedzialnie się nimi zaopiekuje.