Tłumaczu, znaj się na wszystkim!


Tak w skrócie wygląda hasło, które biura tłumaczeń robiące masówkę pod klienta chciałyby wytatuować tłumaczom na czołach. Nie wystarczy świetna znajomość języka (bądź kilku) obcych, nienaganna biegłość w ojczystym, swoboda w wybranych specjalizacjach, terminowość, rzetelność, doświadczenie i zadowolenie dotychczasowych klientów. Jeśli bowiem tłumacz ośmieli się zwrócić uwagę, że proponowany tekst jest specjalistyczny i  nie w jego obszarze zainteresowań, więc niestety, ale nie podejmie się zlecenia – może zostać wyzwany od laików i potraktowany jak robotnik najniższego szczebla. Jednocześnie takie biuro uważa, że prowadzenie rozmów z tłumaczem w tym tonie jest jak najbardziej właściwe – cóż, bardzo nam przykro (powie naprawdę wielu tłumaczy), ale bez szanownego BT i tak z głodu nie umrzemy.

Nikt jeszcze nie zbudował renomy na tłumaczeniu wszystkiego, za to byle jak – mądry klient wie, że więcej straci na poprawkach po pseudomultispecjalistach, niż na zatrudnieniu fachowca. Nikt z nas nie wziąłby do naprawy kranu elektryka, ani nie powierzył komputera do naprawy zegarmistrzowi. Jednak BT z wyjątkową łatwością potrafią traktować jak francuskie pieski tłumaczy, którzy przez rzetelność właśnie mówią: nie, nie zrobię tego, bo nikt na tym nie wyjdzie dobrze. Szkoda więc, że BT widząc tylko perspektywę krótkoterminowego zysku zapominają, że na zadowolonego i stałego klienta trzeba zapracować, a rolą managera czy koordynatora jest słuchanie nie tylko życzeń klienta, ale i uwag, rad i wątpliwości tłumacza.

W imieniu szerokiego grona tłumaczy, które naprawdę skutecznie ostrzega się nawzajem przed plewami wśród bogatego wyboru biur tłumaczeń, dedykuję Money makes the world go round pazernym i nierzetelnym biurom – pamiętajcie, nie tylko klient może zadecydować o waszych wzlotach i upadkach :)