Polecam Wam rozmowę z kilkoma tłumaczkami literatury pięknej na język polski – jedną z zaproszonych osób była Teresa Worowska, przekładająca prozę i poezję z węgierskiego. Mimo że rozmowa odbyła się kilka ładnych lat temu, to i tak warto poczytać, by przekonać się, czy monopol na przekłady literackie mają kobiety? Całość znajdziecie tutaj, a oto mały przedsmak:
Tłumaczenie książek to koronkowa robota. Wymaga cierpliwości i łagodności. Może dlatego wśród tłumaczy jest tak wiele kobie.Czy to znaczy, że kobiety są lepszymi tłumaczkami? Nie. Niewątpliwie jednak jest ich coraz więcej w pierwszej lidze. Gdy przejrzymy bestsellery z ostatnich lat, okaże się, że wiele z nich przełożyły na polski kobiety.
– Może kobiety mają większą wrażliwość językową i lepszą umiejętność identyfikacji? Tyle się teraz prowadzi badań porównawczych na temat różnic pomiędzy mózgiem kobiet i mężczyzn, czy nie wykryto przypadkiem czegoś takiego? – żartuje Teresa Worowska, tłumaczka węgierskiego klasyka Sandora Maraiego. Na poważnie nie zgadza się z tezą o sfeminizowaniu zawodu tłumacza.
W rozmowie wspomniane jest także, z Teresa Worowska „zabiera się za to do tłumaczenia nieznanej jeszcze u nas książki Máraiego „Sindbad powraca do domu”. – To bardzo ciekawy utwór, rodzaj hołdu, jaki autor złożył swemu mistrzowi Gyuli Krudyemu – opowiada.” Więcej o oryginale Krudyego znajdziecie w najbliższych wpisach, a o pozycji „Sindbad powraca do domu”, która doczekała się publikacji od tego czasu, poczytać możecie tutaj.