Roszczenia wobec tłumaczy


Polecam Wam tekst Roszczenia wobec tłumaczy, który podaje i analizuje sytuacje, gdy klient żąda od tłumacza odszkodowania za źle lub nieterminowo wykonaną pracę. Warto poczytać, jaki jest zakres odpowiedzialnośći tłumacza i kiedy ubezpieczenie zawodowe może okazać się przydate. Cały tekst zajdziecie w Serwisie Tłumacza, a oto wstęp na zachętę:

.

Od jakiegoś czasu obserwuję coraz większy zapał zleceniodawców, by dochodzić od tłumaczy roszczeń materialnych z powodu szkód – rzeczywiście lub rzekomo – wyrządzonych błędami w tłumaczeniach. Pierwszy taki przypadek, wówczas właściwie jedyny, trafił na moje biurko w 1995 r. Dwa lata temu było ich już 23, a w ubiegłym roku ponad 30, przy czym moje pole obserwacyjne obejmuje jedynie część Polski i bynajmniej nie wszystkie sprawy na tym terenie. (Na marginesie: liczba spraw wnoszonych przez tłumaczy nie drgnęła od wielu lat i w porównaniu z liczbą roszczeń zleceniodawców jest symboliczna… Czyżby to tylko tłumacze byli źródłem strat swoich kontrahentów, a kontrahenci byli aniołami wcielonymi? „Przypuszczam, że wątpię”, ale to inny temat). Wyraźnie widać pewną prawidłowość: wystarczy kilka procesów wygranych przez stronę pokrzywdzoną błędem tłumacza, by zaczęły się pojawiać kolejne pozwy. W pewnym sporym mieście nic się nie działo aż do 2003 r., za to po pierwszej wygranej sprawie tego rodzaju zleceniodawcy nagle się ożywili i liczba spraw gwałtownie wzrosła.

Można przypuszczać, że zjawisko to będzie coraz powszechniejsze. Dość przypomnieć, jak wyglądały roszczenia wobec innej grupy zawodowej – lekarzy. Dzisiejsza lawina spraw sądowych zaczęła się dopiero po kilku wyrokach skazujących, o których szeroko pisała prasa, mimo że przepisy już od dawna umożliwiały wnoszenie takich roszczeń. O procesach wytaczanych tłumaczom zapewne w prasie nie będzie się pisać, bo temat nie jest tak interesujący dla czytelników jak zdrowie, ale w środowisku ludzi biznesu wiadomości o takich przypadkach roznoszą się bardzo szybko. Czas więc chyba najwyższy, by poruszyć tę kwestię, ponieważ w przeciwieństwie do innych grup zawodowych, takich jak lekarze, adwokaci czy notariusze, tłumacz może bardzo łatwo stać się ofiarą prób zrekompensowania sobie przez klienta faktycznych lub urojonych strat. Środowisko osób parających się przekładami jest, jak się zdaje, zupełnie nie przygotowane do tego, by stawić czoła formalnym roszczeniom materialnym o naprawę szkody z powodu błędu w tłumaczeniu.

Wynika to nie tylko z braku doświadczenia, które ogranicza się najczęściej do bardziej lub mniej uporządkowanych przepychanek ze zleceniodawcą. Istnieją według mnie dwie zasadnicze przyczyny takiego stanu rzeczy. Pierwsza to zupełna nieznajomość podstawowych przepisów prawa, po części wynikająca z niechęci do zapoznania się z nimi (tu i ówdzie uważanej wręcz za coś modnego i chwalebnego). Druga – być może powiązana z poprzednią – to lekkomyślność i nieumiejętność przewidywania skutków własnego postępowania. Wyrażając tę opinię, nie formułuję zarzutu, a jedynie stwierdzam pewien fakt. Jako usprawiedliwienie tłumaczy (zwłaszcza młodych) można by wspomnieć panujący chaos informacyjny, braki w ogólnym wykształceniu oraz powszechną utratę zaufania do skuteczności i praworządności organów państwa, jak i do samego prawa. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że każdy obywatel w dalszym ciągu podlega przepisom prawa i może pewnego dnia stać się stroną w postępowaniu sądowym. Warto chyba być na to przygotowanym. Temu też celowi służą poniższe uwagi.

.