Jeśli kogoś ominęły wieści wokół wydania najnowszej książki Dana Browna, to przeczytajcie, jak wydawca wykrozystał fakt wielojęzycznego tłumaczenia jako narzędzie promocji i zrobił wokół procesu przekładu odpowiednio dramatyczną otoczkę:
Przez prawie dwa miesiące jedenastu tłumaczy z pięciu europejskich krajów pracowało nad przekładem najnowszej powieści Dana Browna w podziemnym bunkrze we Włoszech. Wszystko po to, aby książka mogła się ukazać w kilku językach jednocześnie ze światową premierą.
Jak donosi gazeta „TV Sorrisi e Canzoni”, jedenaście osób z Francji, Hiszpanii, Niemiec, Brazylii i Włoch pomiędzy lutym a kwietniem pracowało nad tłumaczeniem „Inferno” przez siedem dni w tygodniu, co najmniej do ósmej wieczorem w pozbawionej okien, przypominającej bunkier piwnicy pod siedzibą wydawnictwa Mondadori w Mediolanie, które jest własnością byłego premiera Silvio Berlusconiego. Tłumacze mieli zakaz wnoszenia do bunkra telefonów komórkowych, ich laptopy zostały na stałe przytwierdzone do stanowisk roboczych, dostęp do Internetu ograniczono do jednego ściśle kontrolowanego komputera, wejścia do pomieszczenia strzegli zaś uzbrojeni strażnicy.
Cała jedenastka spała w hotelu położonym na pustkowiu, a posiłki spożywała w stołówce wydawnictwa. Gdyby ktoś spytał ich o cel obecności we Włoszech, jako przykrywkę mieli podawać ustaloną wcześniej zmyśloną odpowiedź. Każde podejście lub odejście od stanowiska pracy wymagało logowania lub wylogowania się z komputera. Każdy z tłumaczy musiał prowadzić swój dziennik pracy, w którym miał odnotowywać nawet tak prozaiczne czynności, jak przerwa na papierosa czy krótki spacer. W czasie, gdy rękopisy powieści nie były używane, wkładano je do sejfu.
Zachowanie powyższych środków ostrożności miało zapobiec przeciekom i pozwolić na opublikowanie powieści jednocześnie w języku angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim, katalońskim, włoskim i portugalskim. Taki ruch z pewnością opłacił się wydawnictwom, które obawiały się, że część czytelników znająca dobrze język angielski nie będzie chciała czekać na tłumaczenie, tylko zakupi powieść w dniu premiery.
Wszystkie papierowe zapiski, jakie tłumacze sporządzili podczas prac nad przekładami, zostały zniszczone. Teraz książka znajduje się w druku, jednak nazwa i adres drukarni są równie pilnie strzeżone, jak rękopisy, którymi posługiwali się tłumacze.
[za: onet.pl]